W ostatnim czasie w sprawach alimentacyjnych po stronie pozwanej jakąś niezwykłą i zupełnie zadziwiającą popularnością cieszą się wyniki raportu sporządzonego przez Centrum Adama Smitha odnoszące się do średniego kosztu wychowania dziecka w 2020 roku w Polsce (szacowane aktualnie na ok 1.160,00 zł miesięcznie w miastach powyżej 50 tys. mieszkańców). W pewnym momencie zaczęłam się już obawiać, iż natknę się na ten raport otwierając lodówkę czy szafę z ubraniami.
Niemal w każdej prowadzonej przeze mnie sprawie o alimenty, pozwany broni się tym raportem i wskazuje, że jego obowiązki alimentacyjne wobec dziecka wyczerpują się w kwocie 1.000,00 zł miesięcznie. Pytanie tylko dlaczego, skoro większość z tych pozwanych jest zastępowana przez profesjonalnych pełnomocników, którzy powinni wiedzieć, że nie istnieje coś takiego, jak średnie koszty utrzymania dziecka, a w każdym wypadku postępowanie alimentacyjne cechuje indywidualna i jednostkowa ocena rzeczywistych potrzeb małoletniego, który nie jest jeszcze w stanie samodzielnie się utrzymać.
W poprzednim wpisie pisałam o tym, iż usprawiedliwione potrzeby dziecka zawsze należy oceniać w realiach danego przypadku. Wspólne mogą być pewne kategorie wydatków, ale ich zakres już nie. Należy bowiem pamiętać, iż zakres świadczeń alimentacyjnych z jednej strony zależy od indywidualnych potrzeb uprawnionego, z drugiej zaś od możliwości majątkowych i zarobkowych zobowiązanego, a na to wszystko nakłada się jeszcze zasada równej stopy życiowej. Jeśli więc rodzice małoletniego dziecka żyją na dostatnim poziomie, to w odniesieniu do nich co innego będzie usprawiedliwionym wydatkiem, niż w przypadku tych rodzin, które ledwie wiążą koniec z końcem.
I wbrew pozorom, ustalenie usprawiedliwionych potrzeb małoletnich pochodzących z zamożnych rodzin będzie zdecydowanie trudniejsze niż w przypadku dzieci, których rodzice żyją skromnie. Czasem bowiem zdarza się tak, że dotychczasowy standard życia stron postępowania wykracza poza wiedzę i doświadczenie sądu, skutkiem czego po prostu nie wie on, jak powinien zakwalifikować i ocenić poszczególne wydatki na dziecko. I proszę mi uwierzyć ten problem wcale nie jest abstrakcyjny.
Wyobraźmy sobie nastolatka, który oprócz tego, że chodzi do prywatnej, drogiej szkoły, ma liczne zajęcia dodatkowe i sportowe (wydatek usprawiedliwiony), korzysta z oferty spa, usług fryzjera gwiazd, kilka razy w roku podróżuje wspólnie z rodzicami lub bez nich za granicę (gdzie każdy z takich wyjazdów wiąże się z wydatkiem rzędu kilkunastu tysięcy złotych), a wartość jego dziennego outfitu przenosi dwie średnie krajowe. I prawdą jest, że gdyby tak uczciwie policzyć miesięczne wydatki na tego nastolatka, to ciężko byłoby się zmieścić w kwocie 20.000,00 zł… Czy więc te wszystkie wydatki są faktycznie usprawiedliwione czy zobowiązany do alimentacji w istocie będzie zmuszony je wszystkie finansować? Chyba jednak nie…
W jednej z tego typu spraw, którą prowadziłam kilka lat temu, Sąd Rejonowy w Warszawie orzekł alimenty na rzecz takiego nastolatka w kwocie po 2.500,00 zł miesięcznie uwzględniając w nich wyłącznie koszty zamieszkania, wyżywienia, kosmetyków, odzieży, przyborów szkolnych, eksploatacji samochodu matki oraz utrzymania kota. W uzasadnieniu wskazał na następujące kwestie „Bezspornie małoletni żyje na poziomie znacznie odbiegającym do poziomu jego przeciętnego rówieśnika. Do takiego poziomu został przyzwyczajony, między innymi, z uwagi na ustaloną przez rodziców wysokość obowiązku alimentacyjnego powoda. Także rodzaj i wartość prezentów, jakie małoletni dostaje od rodziców – głównie do powoda, forma atrakcji jak zapewniają małoletniemu rodzice czyni stanowisko powoda o aktualnych kosztach utrzymania małoletniego całkowicie bezzasadnym. Ponadto, forma opieki naprzemiennej jaką aktualnie sprawują rodzice, zakłada potrzebę stworzenia małoletniemu porównywalnych warunków wychowania i rozwoju u obojga rodziców”.
Czy orzekał mało lub za mało? To zależy. Trzeba mieć bowiem na uwadze, iż w tym konkretnym przypadku mieliśmy do czynienia z opieką naprzemienną rodziców, a więc z sytuacją, w której ojciec małoletniego ponosił tożsame jak matka dziecka wydatki, a do tego pokrywał wszelkie inne opłatę związane z funkcjonowaniem dziecka, w tym m.in. zajęciami pozaszkolnymi, hobbystycznym uprawianiem sportów ekstremalnych, wyjazdami edukacyjnymi, sprzętem elektronicznym, a nawet rozrywką.
Z mojej perspektywy, jako pełnomocnika ojca, orzeczenie to nie było zadowalające i obnażyło nieprzystosowanie naszego sądownictwa do sytuacji atypowych, w których standard życia stron rażąco odbiega od doświadczenia składu orzekającego. Niemniej jednak, to co cenne i z niego wynikające, to wskazania sądu dotyczące choćby oszacowania kosztów wyżywienia w przypadku, gdy rodzice i dzieci stołują się poza domem (w restauracjach), niezaliczenia kieszonkowego do kwoty dochodzonych alimentów czy finalnie uwzględnienia kosztów utrzymania kota jako usprawiedliwionych potrzeb dziecka.