Proces poszlakowy to pojęcie właściwe dla prawa karnego. Na gruncie prawa cywilnego nie istnieje. Tu, w procesie cywilnym, reguły dowodowe wyznacza jednoznacznie brzmienie art. 6 k.c., zgodnie z którym: „Ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne”. Oznacza to nie mniej, nie więcej jak to, że wykazać daną okoliczność musi ten, kto się na nią powołuje i nie ma w tym przypadku znaczenia, czy jest on powodem czy pozwanym w sprawie. Na gruncie prawa rodzinnego, zwłaszcza w odniesieniu do postępowania rozwodowego z orzeczeniem o wyłącznej winie jednego z małżonków, zasada ta nie doznaje żadnych wyjątków.
Nie trzeba być jednak wielkim prawnikiem, by zdawać sobie sprawę z tego, że większość dramatów małżeńskich rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami i dowiedzenie o winie drugiej strony może nastręczać nie lada trudności. W jednej z prowadzonych przeze mnie spraw klient twierdził, że w malowniczej scenerii podwarszawskiego lasku małżonka wyznała mu, iż już go nie kocha, a jej serce należy do innego. Niestety nie zdecydowała się tego powtórzyć na sali sądowej, wręcz przeciwnie – twierdziła, iż nigdy słów takich nie wypowiedziała i choć może faktycznie jej emocje względem męża opadły, to jednak o żadnej zdradzie mowy być nie może. Tak więc mój biedny zdradzony klient żadnych dowodów niewierności swej żony nie posiadał, albowiem pech chciał, iż rozmowy z nią na łonie przyrody nie nagrał…
I choć pozornie wydawać by się mogło, że jego sytuacja w procesie jest już przesądzona, to jednak innymi metodami udało się dowieść naruszenia przez jego żonę zasady lojalności małżeńskiej. W wyroku, który zapadł na kanwie przedmiotowej sprawy Sąd Okręgowy w Warszawie (który to wyrok został następnie utrzymany w mocy orzeczeniem Sądu Apelacyjnego w Warszawie) stwierdził następująco: „Wskazać należy, że Sąd nie stwierdził, iż w przedmiotowej sprawie doszło do niewierności małżeńskiej w postaci fizycznego obcowania powódki z innym mężczyzną, jednakże zdrada nie występuje tylko pod postacią cudzołóstwa, ma również wymiar emocjonalny, co w omawianej sprawie miało miejsce, ponieważ od czasu pojawienia się w życiu powódki mężczyzny o imieniu (…) zachowanie powódki diametralnie uległo zmianie w stosunku do osoby męża. Powódka stopniowo oddalała się emocjonalne od męża, odmówiła pożycia intymnego mężowi, wyprowadziła się ze wspólnej sypialni, co stało się przyczyną rozluźnienia więzi duchowych między małżonkami etc. Zatem na podstawie tak opisanego zachowania powódki pozwany miał prawo czuć się zdradzonym”. Wyrok ten pozostaje wierny duchowi orzeczenia Sądu Najwyższego (wyrok SN z dnia 24 kwietnia 1951 roku, sygn. akt C 735/51) jeszcze sprzed rządów aktualnie obowiązującego kodeksu cywilnego, w którym to stwierdzono: „Naruszeniem wierności małżeńskiej jest nie tylko zdrada polegająca na cudzołóstwie, ale także wszelkie zachowanie się małżonka wobec osoby trzeciej płci odmiennej, które może stwarzać pozory cudzołóstwa lub w inny sposób wykracza poza granice przyjętej normalnie obyczajowości i przyzwoitości”.
Tak więc w razie dylematu czy walczyć o winę za rozpad związku w braku oczywistych i jednoznacznych dowodów zdrady, warto pamiętać o tym, iż nie zawsze dowód taki jest potrzebny. Niekiedy wystarczy takie wykazanie stanu faktycznego, z którego wynikać będzie intencja lub wola nielojalnego zachowania względem drugiego małżonka. Dodam jedynie, iż u nas istotne znaczenie odegrał kubeczek z wizerunkiem przyjaciela, z którego nielojalna żona codziennie popijała poranną kawę.